Niemal każdy blogger to flaneur. Słowo zawsze uwodziło wieloznacznością, zachowując magnetyzm konkretu. Teraz ponownie zyskuje na aktualności:
Krąg skojarzeń wokół figury flâneura wyznaczają takie postaci jak: detektyw (odsłania mroczne strony miasta), spiskowiec czy agent służb specjalnych (w tym sensie, że obserwuje tłumy na ulicy), fotograf (jest zainteresowany wizualną stroną życia miejskiego), prostytutka (będąc towarem i sprzedawcą jednocześnie), dandys, literat, poeta, malarz, dziennikarz-reporter, socjolog-etnograf, teoretyk-filozof, antykwariusz współczesności, kolekcjoner
(Michał Dzionek fragment „W stronę antropologii przestrzeni…”)
Czyż nie pociągające i to w czasach, które wymagają od nas permanentnej mobilności, w których życie sprowadza się do wędrówki po miastach, sieciach, rolach społecznych. Flaneur jest koniecznością, by takiemu życiu nadać aurę estetycznej przygody. Jedno określenie – tyle znaczeń…
Flicrk, grono, my space, you tube, blogi – przybywa miejsc, do których wpadamy na chwilę. Marzymy o skrzydełkach Hermesa lub zdolności jogina, który potrafi być w kilku miejscach jednocześnie. I nigdzie, jak duch, nie zapuścimy korzeni.