Czuję się niepewnie – jak syn marnotrawny i żółtodziób zarazem, bo pozostając spory szmat czasu poza sferą wzmożonej i życzliwej cyrkulacji myśli, refleksji i newsów, innymi słowy, poza blogosferą, skazałem się niejako na banicję. Wracam więc z owego zesłania ochoczo, mając skromną nadzieję, ze nadrobię internetowe zaległości.
Nasze podwórko powoli zamienia się w plac potyczek na tle moralno–obyczajowym. Nie tak dawno pół Polski ekscytowało się paradą równości zamienioną w paradę wolności, którą wszechpolscy skontrowali paradą normalności. Owa reakcja łańcuchowa- sprowokowana głupią decyzją prezydenta Kaczyńskiego – dowodzi temperatury tlącego się gdzieś w tle poważnego konfliktu. Zapewne jeszcze nie raz będzie się on manifestował i to w bardziej spektakularny sposób. Teraz emocje zdecydowanie opadły. Ale pojawiły za to inne w związku z kontrowersyjną antyaborcyjną wystawą w Łodzi.
Takich wydarzeń będzie więcej, choćby dlatego, że politycy szukają sposobów na mobilizację elektoratów. Wszak wybory za pasem, a po nich, jeśli brać na poważnie deklaracje liderów prawicy, nastaną czasy moralnej sanacji. A to, jak zwykle bywa, postawi na nogi i zmobilizuje do działania obrońców wolności. Oj, będzie się działo…