Pewni moim znajomi zachowują się, jak – nikogo nie obrażając – edytor tekstu, który uparcie podkreślając słowo „blog” odmawia mu racji bytu. Inni z lekko skrywanym cynizmem traktują internetowy fenomen co najwyżej w kategoriach sezonowej mody, i jakoś umyka im oczywisty fakt, że ignorowane zjawisko trwa już naście razy dłużej niż niejeden odzieżowy trend. Dla całkiem sporego grona koleżeństwa prowadzenie bloga, to w ogóle czarna magia, choć z racji bezradności wywołanej konfrontacją z komputerem, bardziej wskazane jest tu sformułowanie „manualny analfabetyzm”.
Czy ja chce kogoś obrazić? Broń Boże, po prostu daję upust samotniczej irytacji. Nie ma bowiem nic smutniejszego, niż tkwienie w nawet najbardziej szlachetnym środowisku, jeśli wiąże się z nim przedrostek –mikro.
Oczywiście nie marzy mi się żadna przynosząca ulgę i obezwładniająca ludzkie umysły blogomania. Lista moich ulubionych blogów z każdym wejściem w sieć wydłuża się, więc nie mam powodów do rozpaczania nad intelektualną i estetyczną mizerią internetowej lektury. Do diaska, zatem w czym rzecz? W braku odzewu i izolacja. Autorzy polskich blogów są na dobrej drodze stworzyć rezerwat szerokim łukiem omijany przez czytelników spragnionych wiedzy i intelektualnej frajdy, za to dogłębnie spenetrowany przez trend–seekerów. Piszemy o sobie i tylko dla siebie, jesteśmy przedmiotem zgoła marketingowych zabiegów firm, które tworzą przestrzeń do zakładania blogów, by zwabić potencjalnych klientów. Na czym polega odwrócenie tej sytuacji? Na razie mam w głowie spory mętlik…
Czy ja chce kogoś obrazić? Broń Boże, po prostu daję upust samotniczej irytacji. Nie ma bowiem nic smutniejszego, niż tkwienie w nawet najbardziej szlachetnym środowisku, jeśli wiąże się z nim przedrostek –mikro.
Oczywiście nie marzy mi się żadna przynosząca ulgę i obezwładniająca ludzkie umysły blogomania. Lista moich ulubionych blogów z każdym wejściem w sieć wydłuża się, więc nie mam powodów do rozpaczania nad intelektualną i estetyczną mizerią internetowej lektury. Do diaska, zatem w czym rzecz? W braku odzewu i izolacja. Autorzy polskich blogów są na dobrej drodze stworzyć rezerwat szerokim łukiem omijany przez czytelników spragnionych wiedzy i intelektualnej frajdy, za to dogłębnie spenetrowany przez trend–seekerów. Piszemy o sobie i tylko dla siebie, jesteśmy przedmiotem zgoła marketingowych zabiegów firm, które tworzą przestrzeń do zakładania blogów, by zwabić potencjalnych klientów. Na czym polega odwrócenie tej sytuacji? Na razie mam w głowie spory mętlik…