Czy Wrocław zachęca do gry w Monopoly?

Takie wrażenie sprawia plakat promujący Wrocławski Budżet Obywatelski. Przykuwa uwagę nawiązaniem do popularnej planszówki i zakotwicza w logice gry. Zatem, liczy się partycypacja i dobro wspólne, czy też ryzyko i współzawodnictwo między osiedlami?

Nie wiem, czy zadano sobie to pytanie, kreśląc strategię WBO. Wszystkie główne elementy plakatu skupiają się wokół narracji współzawodnictwa. I tak chyba było od zarania tego partycypacyjnego projektu, ale nigdy dotąd tak graficznie i dosadnie nie wyłożono kawy na ławę.

Kostka WBO sugeruje przypadkowość i zdanie się na fortunę. Hasło „Postaw na swoje osiedle” akcentuje własny interes, nie dobro wspólne. Ławki i plac zabaw wprost sugerują, że dobra publiczne są nagrodą, którą trzeba zdobyć.

W takim ujęciu partycypacja staje się rynkowym wyborem. Głos to stawka, osiedla to aktywa, a wygrana to sukces niemający wiele wspólnego ze sprawiedliwym dystrybuowaniem lub rozłożeniem zasobów. „Zagłosowaliście – to macie, inni byli mniej sprawni.”

W ogólnym przekazie rywalizacja wygrywa ze współpracą. Nie znosimy nierówności, bo bogatsze i liczniejsze społeczności – lepiej zorganizowane – wygrywają ze słabszymi. Wspólnota organizuje się w ramach plebiscytu, a zatem jej aktywność jest instrumentalizowana – pobudzana na czas głosowania.

Z perspektywy nauk społecznych mamy do czynienia z utowarowieniem sfery publicznej – rywalizujemy w grze o aktywa. Jednocześnie urząd przerzuca część odpowiedzialność za tą sferę na społeczność lokalną, która przecież „może się o to postarać”.

Polityka miejska jest zatem rozumiana jako gra o deficytowe dobra potrzebne do życia – i nie ma to nic wspólnego z budowaniem społeczeństwa obywatelskiego. Organizowanie się wokół osiedlowych partykularyzmów ma większe znaczenie niż więzi ponadosiedlowe. Nie wykluczam więc, że w długofalowej perspektywie tak skonstruowany budżet partycypacyjny fragmentaryzuje wspólnoty lokalne.

Plakat przecież wprost sugeruje, że demokracja lokalna to gra: kto ma więcej znajomych, klików i sąsiadów na Facebooku – ten wygrywa. A kto nie zdąży, ten wypada z planszy. Proste zasady, jasne stawki, emocje gwarantowane. Jakbyśmy mówili: „zadbaj o siebie, zanim inni zgarną pulę”. Gdzie tu miejsce na wartości wykraczające poza poziom wyznaczony przez coroczną plebiscytową zabawę?

Zamiast wspólnego stołu – mamy planszę z polami; zamiast rozmowy – rzut kostką; zamiast zaufania – marketing osiedlowy.

„Zaloguj się, wybierz swoje osiedle, zdobywaj punkty za demokrację!”


Zanurkuj w Biały Szum

Nowe wpisy w twojej skrzynce e-mailowej.