To był niezły pomysł – wprosić się ze sztuką w obskurne, w skandaliczne przestrzenie Dworca Głównego PKP. Zresztą brawura zawarta jest w samej nazwie: Survival. Sztuka w ekstremalnych warunkach.
Huśtające się pod dworcowym świetlikiem bose dziewczyny w białych sukienkach, wielobarwna mandala ułożona na popękanej i brudnej posadzce ( gapiowaty przechodzień w nią wdepnął), już tylko to (prac i instalacji wartych uwagi było więcej) sprawiło, że zagonieni ludzie na chwilę oprzytomnieli, stali się aktywnymi obserwatorami nieoczywistości, na nowo odkrywali dworzec przemierzając go z przewodnikiem w ręce.
Nie trudno uznać, że zdarzenie to zjawiskowe w tak boleśnie konkretnym miejscu jak stacja pkp, musi tworzyć ze wszech miar pozytywną aurę .
Po „Survivalu” zostanie rozproszona zdjęciowa dokumentacja, filmy na amatorskiej cyfrze. Może i spostrzeżenie, że twórcza ingerencja nawet w tak ponure miejsce (ach, ten niemiłosiernie śmierdzący korytarz z lewitującymi w pijackim niebycie żulami) przynosi nadzieję i ulgę. Wszak wywołanie takich wrażeń to również nie lada wyzwanie. Tym razem dworzec był skandalem, więc paradoksalnie, manifestując swą obecność artyści musieli zająć odmienne pozycje.
SHADOWS OF HUMOR – mało czeskiego humoru rodem z książek, sporo kontestacji i ironicznego komentarza dotyczących zwłaszcza tego, co zwykło się uważać np. za świętość. Żadna nowość – uzna każdy, kto będąc za pan brat ze sztuką współczesną i znając intencje artystów, weźmie je w nawias estetyki i refleksji.
Brodaty mężczyzna rozciągający się na gimnastycznych obręczach – dla jednych cierpiący Chrystus, dla mnie wyobrażenie jeśli nawet Chrystusa, to i tak o lata świetlne oddalone od sacrum, za to odważnie grające na religijnych skojarzeniach.
Nie ma co wszczynać larum, nie dzieje się żaden skandal. Być może ktoś – kto niczym nocny stróż każdy cień w kącie uznaje za zagrożenia – nazwie to artystyczne wydarzenie ekscesem. Tylko, co z tego?
Zabronić i będzie spokój – apelują twardzi obrońcy publicznej moralności, nie dopuszczający do siebie myśli, że z tą demoralizacją to nie taka prosta sprawa, a galeria sztuki to nie front walki niecnych sił z mocami dobra.
Wrocławianie mają szczęście, że tu panuje liberalna atmosfera i nie do pomyślenia jest, by ktokolwiek, zwłaszcza decydenci, chciał nasyłać na galerię cenzora, jak miało to miejsce w Legnicy. „Skandal” – taki jest tytuł ekspozycji – w nieoczywisty (jak na Europę), lecz za to w oczywisty dla czujnej policji sposób, stał się skandalem urzędniczym. Nie z katalogu wystawienniczego, lecz z informacyjnego serwisu rtv (wymarzone miejsce dla sztuk, nieprawdaż?) połowa Polski usłyszała o obrazoburczej niby-monstrancji z prezerwatywą w środku. Dzieło żenujące, za żadne skarby nie zasługiwało na rozgłos.
Już minister kultury cofnął dotację, ze sponsoringu wycofał się KGHM, tłumacząc, iż taka „sztuka” nie pasuje do wizerunku spółki giełdowej. Nie zdziwię się, jak po wizji lokalnej, galeria zostanie definitywnie zamknięta, a gorszyciele pogonieni. Kto będzie następny? Kryteria są coraz prostsze.
Huśtające się pod dworcowym świetlikiem bose dziewczyny w białych sukienkach, wielobarwna mandala ułożona na popękanej i brudnej posadzce ( gapiowaty przechodzień w nią wdepnął), już tylko to (prac i instalacji wartych uwagi było więcej) sprawiło, że zagonieni ludzie na chwilę oprzytomnieli, stali się aktywnymi obserwatorami nieoczywistości, na nowo odkrywali dworzec przemierzając go z przewodnikiem w ręce.
Nie trudno uznać, że zdarzenie to zjawiskowe w tak boleśnie konkretnym miejscu jak stacja pkp, musi tworzyć ze wszech miar pozytywną aurę .
Po „Survivalu” zostanie rozproszona zdjęciowa dokumentacja, filmy na amatorskiej cyfrze. Może i spostrzeżenie, że twórcza ingerencja nawet w tak ponure miejsce (ach, ten niemiłosiernie śmierdzący korytarz z lewitującymi w pijackim niebycie żulami) przynosi nadzieję i ulgę. Wszak wywołanie takich wrażeń to również nie lada wyzwanie. Tym razem dworzec był skandalem, więc paradoksalnie, manifestując swą obecność artyści musieli zająć odmienne pozycje.
SHADOWS OF HUMOR – mało czeskiego humoru rodem z książek, sporo kontestacji i ironicznego komentarza dotyczących zwłaszcza tego, co zwykło się uważać np. za świętość. Żadna nowość – uzna każdy, kto będąc za pan brat ze sztuką współczesną i znając intencje artystów, weźmie je w nawias estetyki i refleksji.
Brodaty mężczyzna rozciągający się na gimnastycznych obręczach – dla jednych cierpiący Chrystus, dla mnie wyobrażenie jeśli nawet Chrystusa, to i tak o lata świetlne oddalone od sacrum, za to odważnie grające na religijnych skojarzeniach.
Nie ma co wszczynać larum, nie dzieje się żaden skandal. Być może ktoś – kto niczym nocny stróż każdy cień w kącie uznaje za zagrożenia – nazwie to artystyczne wydarzenie ekscesem. Tylko, co z tego?
Zabronić i będzie spokój – apelują twardzi obrońcy publicznej moralności, nie dopuszczający do siebie myśli, że z tą demoralizacją to nie taka prosta sprawa, a galeria sztuki to nie front walki niecnych sił z mocami dobra.
Wrocławianie mają szczęście, że tu panuje liberalna atmosfera i nie do pomyślenia jest, by ktokolwiek, zwłaszcza decydenci, chciał nasyłać na galerię cenzora, jak miało to miejsce w Legnicy. „Skandal” – taki jest tytuł ekspozycji – w nieoczywisty (jak na Europę), lecz za to w oczywisty dla czujnej policji sposób, stał się skandalem urzędniczym. Nie z katalogu wystawienniczego, lecz z informacyjnego serwisu rtv (wymarzone miejsce dla sztuk, nieprawdaż?) połowa Polski usłyszała o obrazoburczej niby-monstrancji z prezerwatywą w środku. Dzieło żenujące, za żadne skarby nie zasługiwało na rozgłos.
Już minister kultury cofnął dotację, ze sponsoringu wycofał się KGHM, tłumacząc, iż taka „sztuka” nie pasuje do wizerunku spółki giełdowej. Nie zdziwię się, jak po wizji lokalnej, galeria zostanie definitywnie zamknięta, a gorszyciele pogonieni. Kto będzie następny? Kryteria są coraz prostsze.