Posiłkując się informatyczno – cybernetycznym żargonem możemy powiedzieć, że ciało jest interfejsem, który nieustannie ulepszamy. I choć sam Kartezjusz nie to miał na myśli, coraz wiecej w nas owej maszynerii, coraz więcej w nas cyborga.
Choćby ten oto news: brytyjscy naukowcy za pomocą umieszczonych w mózgu elektrod (dozujących mikroelektrowstrzący) opanowali sztukę poprawiania ludziom nastroju. Metoda w sam raz dla osob dotkniętych depresją.
we-make-money-not-art
Ale czy tylko? Wszak od efektów specjalistycznych badań niosących pociechę i ulgę chorym wprost wiedzie droga do komercyjnego masowego zastosowania, vide: prozaco-mania. Zastanówmy się, co stoi na przeszkodzie, by w nieodległej przyszłości fitness kluby miały w swej ofercie, obok „archaicznych” atlasów, stepprów „brain pacemaker’y”, nad którym głowią się właśnie naukowcy? Znając pomysłowość Amerykanów oraz ich smykałkę do robienia interesów, na ekranach tv zaroi się od gospodyń domowych, zachwalających – na postawie własnych doznań (a jakże!)- „wyjątkowe brain pacemaker’y z ekstra dodatkiem w postaci wyjątkowych płyt z muzyką wyjątkowo relaksacyjną”.
Niemożliwe? Zrelaksujmy się i uzbrojmy w cierpliwość…