Oto co rzecze K. Marcinkiewicz:
Nad tym apelem można byłoby się z życzliwością pochylić, gdyby nie to, że ex-premier wpakował się w medialny chocholi taniec na własne życzenie. Za popularność i za chęć sięgnięcia po bankową synekurę trzeba płacić i to sowicie. Prawda zresztą jest taka, że Marcinkiewiczowi nie w głowie spokój, tylko mniej szumu i ambarasu w sytuacjach, gdy mu powinie się noga. A tak stało się z ewentualnym prezesowaniem PKO BP.
Zatem Marcinkiewiczowi nie w głowie zaszywanie się w głuszy, jak uczynił Cimoszewicz. Woli pozostać na świeczniku i bliższy mu blask fleszy i las mikrofonów. Zresztą jego apel, jakby nie było, pozostanie wołaniem na puszczy.