Te etyczne postulaty Singer formułuje w imię lepszego urządzenia świata. Przy czym, aby życie stało się znośniejsze, musimy się wyzbyć przesądu, że ma ono jakąś nadrzędną wartość, która nie podlega zakwestionowaniu z racji ufundowania na niepodważalnym autorytecie. Dość już marzeń o szczęściu, trzeba zadbać o minimalizację cierpienia i maksymalne zaspokojenie potrzeb większości – tyle Singer.
W tym podyktowanym troską o normalną egzystencję etycznym koncepcie, nie ma przyzwolenia na zerkanie w niebo usiane gwiazdami, ani na posiłkowanie się wyższą instancją. Jest tylko chłodna kalkulacja i to ona sprawia, że mam z Singerem ogromny problem.
W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Singer mówi:
Zabicie dorosłego bez jego zgody jest uniemożliwieniem spełnienia jego pragnień; zabicie noworodka nie prowadzi do niespełnienia pragnień, bo noworodek ich nie ma. W tym kontekście przerwanie biografii w pół drogi jest większą krzywdą, niz śmierć istoty, która nie ma świadomości, kim jest, i nie może niczego planować
To rozumowanie jednostronne, pomijające kwestię powinności wobec istot ubezwłasnowolnionych, zdanych na czyjąś łaskę. Po za tym, posiadanie lub nie świadomości, nie przesądza o rozróżnieniu na żywe (czujące) istoty i rzeczy. Singer doskonale zdaje sobie z tego sprawę; jest wegetarianimem i czołowym orędownikiem praw zwierząt.
Etyka Petera Singera zdaje się być idealnie skrojona na miarę naszych czasów. Sęk w tym, że jest łudząco podobna do mudurku, który swego czasu upodobał sobie smutny pan z wąsem i jego wyznawcy. Czy nasze marzenia o lepszym człowieku, choćby był on z probówki, człowieku, który zapanuje nad swoim życiem w stopniu nieporównywalnym do tego, jak ma to się dzisiaj, nie grozi techologicznym totalitaryzmem? Tak się stanie, jeśli owe marzeniu będzie poparte rygorem prawnym i wilczą logiką kapitalizmu.