Letnie festiwale – ma każde miasto z aspiracjami, a że aspiracja są wielorakie i różnym gustem podszyte, to i różne są festiwale. Czasem bliżej im do lepkiej cukrowej waty, po której można mieć wakacyjną niestrawność, aniżeli do czegoś, co jest źródłem radości.
Wrocław miał non stop. Sporządzany wedle kosztownej (półtora mliona złotych) receptury ofiarował potrawę wyrafinowana niczym chleb ze smalcem. Obroniły się plenerowe koncerty, ale jakże miało być inaczej: koncerty gwiazd to wydarzenia stosunkowo bezpieczne i łatwe, acz wielce dyskusyjne pod względem oryginalności. Asian Dub Foundation, Joe Satriani, Al Jarreau – to festiwalowa klasyka z rodzaju tych, którą się zna, lubi i posłucha z przyjemnością. Tylko gdzie w tym wszystkim zaskoczenie i powiew świeżości? Tego we Wrocławiu, który aspiracje ma przeogromne, zabrakło. Więc tym bardziej z zadumą patrzę na kolorowe balony unoszące się nocą w powietrzu, które nie dość, że jeszcze psychodelicznie migocącą, to jeszcze można się do nich dodzwonić i posłuchać świstów, szmerów, pomruków prosto z nieba. Takie zmyślne ucho. Proste….
więcej
Odlot jak z Burroughs’a: stara maszyna plus ciekłokrystaliczny ekran i robaki, które zjadają wystukiwany tekst.
Daj znać innym
więcej
I tak oto znów pojawił się temat innowacyjności. Parę przykładów:
Odlot jak z Burroughs’a: stara maszyna plus ciekłokrystaliczny ekran i robaki, które zjadają wystukiwany tekst.
Daj znać innym