Jak na to nie spojrzeć, ścigania małolatów i kogokolwiek za pokątne przypalanie jointów pozbawione jest głębszego sensu. Primo, nie da się wszystkich złapać, zapuszkować, tudzież, tak pokazowo ukarać, aby byli przestrogą dla innych. Policja ma urwanie głowy z przestępcami większego kalibru i samą sobą, więziennych cel zaś nie przybędzie, ot tak, za dotknięciem magicznej różczki. Secundo, nawet zakładając nieuchronność kary, wątpliwe jest egzekwowanie jej wobec ludzi, którzy w pierwszej kolejności potrzebują fachowej opieki psychologicznej, a nie kajdanek i asysty klawisza. Zapewne, wokół tych pobieżnie nakreślonych (oraz innych) wątków będzie się toczyć debata społeczna, którą zainicjował minister zdrowia. Chwała Balickiemu, że odważył się włożyć kij w mrowisko. Ale larum się nie podniesie, bo opinię publiczną zmogła lustracyjna gorączka i wszystkim ważnym w kraju (od sołtysa po prezydenta) wirują przed oczami ubeckie teczki. Tymczasem sprawa jest paląca, dalsze prowadzenie obłędnej polityki antynarkotykowej przynosi więcej szkód niż pożytku.
Koniec końców, po paru latach pojawia się szansa na powrót do punktu wyjścia i rzeczową analizę sytuacji. Gwoli przypomnienia, ongiś nie brakowało osób, które wypowiadały się o penalizacji bardzo negatywnie. Kto teraz zabierze głos?
Koniec końców, po paru latach pojawia się szansa na powrót do punktu wyjścia i rzeczową analizę sytuacji. Gwoli przypomnienia, ongiś nie brakowało osób, które wypowiadały się o penalizacji bardzo negatywnie. Kto teraz zabierze głos?
Na koniec zgoła niewinne arcydzieło
stąd