Normalność jest w tym kraju postulatem radykałów. Dlaczego? Nienawiść i werbalna agresja powszednieją, więc normalność nabiera cech radykalnych i niczym anomalia wypchnięta zostaje na margines. Dzieje się tak, gdy zwykli obywatele wybierają rolę niemych widzów. Skupiani wokół małych spraw, codziennego kieratu, interesów – jak to soczyście ujął Władysław Frasyniuk – zapierdalają. I fatalnie się dzieje, jeśli nie znajdują powodów ani motywacji, aby dać odpór destrukcji podkopującej normalne reguły życia publicznego.
Dziś w Internecie łatwiej napotkać na okopy zajęte przez zacietrzewionych i zadufanych w sobie oszołomów, niż na przerzucone ponad podziałami mosty. Cywilizowany polityczny spór i konfrontacja odmiennych opinii nie są niemożliwe, bo kończą się wymianą kalumnii i bluzgów.
Łatwiej skaczemy sobie do gardeł niż skłonni jesteśmy zrewidować własne poglądy. Akurat ta druga postawa właściwa jest jednostkom stabilnym emocjonalnie, dojrzałym i świadomym, że błądzenie jest rzeczą ludzką, że warto się uczyć na własnych błędach. Zbyt jesteśmy nieufni – co potwierdzają badania na temat kapitału społecznego – aby odważyć się na ów akt obywatelskiej refleksji i krytycznej samooceny. Zresztą nie ma ku temu kontekstu, bo media i politycy dolewają oliwy do ognia, a lwia część Polaków bezpiecznie wycofała się w życie prywatne. To dlatego po opustoszałej agorze hasają wojowniczo nastawione świry; nie występują w obronie faktów, lecz pojmowanych absolutystycznie nadrzędnych racji. W ich imię, wbrew zdrowemu rozsądkowi, oskarżą oponentów o zdradę, zaprzaństwo i sprzeniewierzenie się ideałom. W najlepszym wypadku nie zmieszają z błotem, lecz wspaniałomyślnie będą współczuć, mówiąc iż padliśmy ofiarą manipulacji i spisku: my ignoranci, lemingi. I jeśli nawet zepchnięci zostaną do defensywy, wyprą ze świadomości poczucie porażki ratując się aktem cynicznej transgresji: pocałujcie nas w dupę.
Skąd ten ksenofobiczny, populistyczny i zasadniczo autorytarny zwrot w naszym życiu publicznym? Dlaczego nacjonaliści przystrojeni w patriotyczne piórka tak rosną w siłę i zyskują na znaczeniu? Nie wszystko tłumaczy kryzys. Może wyjazd kilku milionów naszych rodaków za granicę, tych bardziej zdeterminowanych, aby gdzie indziej ułożyć sobie życie, zachwiał społeczną strukturą i do głosu doszły niszowe środowiska, które w innych warunkach okupowałyby obrzeża politycznej debaty nie mając żadnego wpływu na język, emocje i styl. Dziś to one są jednak w natarciu. To widać, słychać. Nie tylko na stadionach, ulicach, w Internecie. Także w zwykłych rozmowach.