Co stanie się tarczą rakietową, jeśli schedę po Bushu – kowboju, przejmie stonowany w poglądach demokrata i zawiesi zbrojeniowy projekt? Co wówczas poczną Polacy, którzy być może (brakuje sondaży) ochoczo, bez zwłoki przyjęliby obecną ofertę Amerykanów, licząc na finansowe apanaże. Pytanie całkiem zasadne; a nuż Amerykanie zostawią nas na lodzie, zafrasowanych własną łatwowiernością i ze źle ulokowanym entuzjazmem?
Ciekawe, czy ktoś na tę hipotetyczną okoliczność – mam na myśli polskich dziennikarzy- przepytał stającą w prezydenckie szranki Hillary Clinton lub wschodzącą gwiazdę amerykańskiej polityki Baracka Obamę.
Ktoś z nich może przecież wprowadzić się do Białego Domu.
O Baracku Obamie zaczęło być głośno przed dwoma laty; z każdym miesiącem charyzmatyczny polityk ugruntowuje swą pozycję.
Na ile to kwestia rzeczywistej popularności, a na ile życzeniowego myślenia stawiających na młodą gwiazdą liberałów, robiących mu publicity, trudno rozstrzygnąć.
Republikanie wytykają Obamie, że ma na drugie Hussein, że był wychowywany na muzułmanina, że palił marihuanę i brał kokainę. Polityk przyjmuje zarzuty o oportunizm i dyskredytującą go przeszłość z otwartą przyłbicą. Co więcej, uchodząc za doskonałego mówcę, z łatwością żongluje religijną retoryką i frazeologią, tak miłą konserwatywnemu uchu, tym samym zjednuje sobie, podkreślmy, poparcie także zachowawczych wyborców. Czy na tyle, by zagwarantował sobie sukces w walce o prezydenturę?
Tyle o człowieku, od którego być może będzie pośrednio zależeć przyszłość Polski.
A co do przywołanej powyżej tarczy rakietowej – co nam po niej, jeśli za kilka lat zagrożenie będzie miało charakter pełzających po ziemi lub atakujących z powietrza szwadronów elektronicznych insektów.
Wired informuje o testach nad miniaturowymi robotami zdolnymi zabijać i niszczyć infrastrukturę wroga.
Ciekawe, czy ktoś na tę hipotetyczną okoliczność – mam na myśli polskich dziennikarzy- przepytał stającą w prezydenckie szranki Hillary Clinton lub wschodzącą gwiazdę amerykańskiej polityki Baracka Obamę.
Ktoś z nich może przecież wprowadzić się do Białego Domu.
O Baracku Obamie zaczęło być głośno przed dwoma laty; z każdym miesiącem charyzmatyczny polityk ugruntowuje swą pozycję.
Na ile to kwestia rzeczywistej popularności, a na ile życzeniowego myślenia stawiających na młodą gwiazdą liberałów, robiących mu publicity, trudno rozstrzygnąć.
Republikanie wytykają Obamie, że ma na drugie Hussein, że był wychowywany na muzułmanina, że palił marihuanę i brał kokainę. Polityk przyjmuje zarzuty o oportunizm i dyskredytującą go przeszłość z otwartą przyłbicą. Co więcej, uchodząc za doskonałego mówcę, z łatwością żongluje religijną retoryką i frazeologią, tak miłą konserwatywnemu uchu, tym samym zjednuje sobie, podkreślmy, poparcie także zachowawczych wyborców. Czy na tyle, by zagwarantował sobie sukces w walce o prezydenturę?
Tyle o człowieku, od którego być może będzie pośrednio zależeć przyszłość Polski.
A co do przywołanej powyżej tarczy rakietowej – co nam po niej, jeśli za kilka lat zagrożenie będzie miało charakter pełzających po ziemi lub atakujących z powietrza szwadronów elektronicznych insektów.
Wired informuje o testach nad miniaturowymi robotami zdolnymi zabijać i niszczyć infrastrukturę wroga.
Takie cywilne MAV-y już są.
Z latającymi robotami wielkości szerszenia udanie eksperymentuje izraelska armia.