Wszystkim rodakom spragnionym narodowych sukcesów śpieszę donieść, że Wilhelm Sasnal pokaże swoje obrazy w londyńskiej galerii Saatchi’ego i to już za parę miesięcy na głośnej międzynarodowej wystawie The Triumph of Painting. Czy jakieś biuro podróży zwietrzy w tym interes i zorganizuje zbiorowe wyjazdy kibiców sztuki do Londynu?
Obawiam się, że teraz Sasnala ubędzie u nas, np. zawiesi współpracę z „Przekrojem”. A propos, czy nadal publikuje w ex-kulturalnym tygodniku?
Charles Saatchi – niczym król Midas – każde artystyczne duperele zamienia w złoto, choćby mało estetyczne truchło rekina. Gwoli przypomnienia, pod koniec lat 70. Saatchi dorobił się na obrocie dziełami sztuki kilkuset tysięcy funtów, by na przełomie lat 80-90 zwielokrotnić tę sumkę do – bagatela – 23 milionów (deal polegał na sprzedaży 200 prac kupionych wcześniej za 8 mln funtów) To się nazywa interes! Londyński utracjusz swoimi kolekcjonerskimi woltami parę razy o 180 stopni zmienił artystycznej socjecie i londyńczykom gusta. Dobitny przykład – „Sensation” (1997). Jedni krytycy utyskiwali na bezeceństwa i szlam wylewajacy się z galerii, inni nazywali pokaz godnym narodowej dumy manifestem młodej sztuki brytyjskiej. A masy, jak na masy przystało, wietrząc (nomen omen) sensację i skandal, waliły drzwiami i oknami. Z jakiej perspektywy by nie spojrzeć, Saatchi potrafi zarabiać krocie na mieszaniu ludziom we łbach… i przydaje artystom splendoru. Tym razem wpadł na pomysł, by pompatycznie zatytułowaną wystawą „the triumph of painting” obwieścić wszem i wobec agonię wszelkich -imów i wielki comeback malarstwa. A że namaścił swoim arbitralnym paluchem Wilhelma Sasnala….chwała mu za to. Może w końcu polscy artyści zaczną być w cenie.
Obawiam się, że teraz Sasnala ubędzie u nas, np. zawiesi współpracę z „Przekrojem”. A propos, czy nadal publikuje w ex-kulturalnym tygodniku?
Charles Saatchi – niczym król Midas – każde artystyczne duperele zamienia w złoto, choćby mało estetyczne truchło rekina. Gwoli przypomnienia, pod koniec lat 70. Saatchi dorobił się na obrocie dziełami sztuki kilkuset tysięcy funtów, by na przełomie lat 80-90 zwielokrotnić tę sumkę do – bagatela – 23 milionów (deal polegał na sprzedaży 200 prac kupionych wcześniej za 8 mln funtów) To się nazywa interes! Londyński utracjusz swoimi kolekcjonerskimi woltami parę razy o 180 stopni zmienił artystycznej socjecie i londyńczykom gusta. Dobitny przykład – „Sensation” (1997). Jedni krytycy utyskiwali na bezeceństwa i szlam wylewajacy się z galerii, inni nazywali pokaz godnym narodowej dumy manifestem młodej sztuki brytyjskiej. A masy, jak na masy przystało, wietrząc (nomen omen) sensację i skandal, waliły drzwiami i oknami. Z jakiej perspektywy by nie spojrzeć, Saatchi potrafi zarabiać krocie na mieszaniu ludziom we łbach… i przydaje artystom splendoru. Tym razem wpadł na pomysł, by pompatycznie zatytułowaną wystawą „the triumph of painting” obwieścić wszem i wobec agonię wszelkich -imów i wielki comeback malarstwa. A że namaścił swoim arbitralnym paluchem Wilhelma Sasnala….chwała mu za to. Może w końcu polscy artyści zaczną być w cenie.
*
* niewiele wspólnego z textem, ale zawsze to jakaś sztuka