Chris Cunningham. Zastanawiałem się, co ten facet ma we łbie… Niechybnie w zwariowanej i genialnej wyobraźni Angola roi się od zmutowanych stworów, pokracznych humanoidów, budzących litość i obrzydzenie. To one bowiem hasają niemal gromadnie w ociekających czarnym humorem filmikach Cunningham’a (owe hasanie odróźnia go od stoicko poważnego i ześwirowanego Lyncha)
Do niedawna sztandarowym dziełem Cunningham’a był clip „Come to Daddy” Aphex Twin. Wielu odrzucał; epatowanie zdeformowanym ludzkim ciałem trudno uznać za atrakcję samą w sobie. Innych clip olśnił wirtuozerskim montażem i surrealistycznym klimatem. Teraz głośno jest o „Rubber Johnny’m”. To intrygujące połączenie groteski i paramedycznego quasi-horroru (sic!) jest propozycją – bez dwóch zdań – nie dla dzieci i klanu bogobojnych pań w moherowych beretach. To coś więcej niż tylko koszmarny żart, raczej paraliżująca groteska. Choć nie wgryzłem się jeszcze w wywiad z artystą i nie mam pojęcia, co też facet ma do powiedzenia, będę uparcie bronił tezy, że oddaje on (w intensywny i wymowny sposób) podskórny lęk przed przyszłością zaludnioną wszelkiej maści mutantami, dewiantami i ofiarami szaleńczych eksperymentów medycznych. Chris C. przemawia obrazami, które nie są nam wcale odległe i obce. Każdemu zdarzają się przecież senne koszmary.