Co zrobić, żeby we Wrocławiu nigdy więcej nie powtórzył się seans nienawiści, jaki oglądaliśmy podczas spotkania z prof. Baumanem? Należy odzyskać stadion dla normalności.
Ciężkożbrojni policjanci i antyterroryści przywracający spokój na uczelni to widok rzadki i napawający smutkiem. Bo oznacza, że nawet na uniwersytecie, w przestrzeni przecież szczególnej, autonomicznej i dedykowanej dyskusji, ładu trzeba bronić – dosłownie – sięgając po narzędzia przymusu.
Akurat do widoku awanturujących się kiboli można było się przyzwyczaić oglądając relacje z innych miast, gdzie osobnicy w kominiarkach zrywali „lewackie wykłady” albo też oglądając relacje z meczów piłkarskiej ekstraklasy. Zatem można było przypuszczać, że prędzej czy pójdzie w tym wyścigu o palmę przywództwa na radykalnej prawicy, weźmie udział także wrocławski NOP. Że nopowcy zdecydują się zakłócić spotkanie z prof. Baumanem wiedziano od dawna; o planowanej akcji donosiły związane z tym środowiskiem portale, instruując jak się zabezpieczyć na wypadek interwencji policji.
Od paru lat NOP i pokrewne mu środowiska nie robią nic innego, jak zamieniają piłkarskie stadiony w szkoleniowe obozy. We Wrocławiu idzie im to szczególnie sprawnie. W sektorze zajmowanym przez najbardziej fanatycznych kibiców praktykowany jest zwyczaj wywieszania tzw. sektorówki z napisem „precz z komuną”. Właściciel obiektu flagę wywieszać pozwala, wbrew powszechnemu przekonaniu, że mieszanie polityki ze sportem to rzecz naganna i rodząca złe konsekwencje. Ktoś również z tego „bezradnego gremium” przymyka oczy na organizowane pod pretekstem dopingu regularne seanse nienawiści. To nie są rzadkie incydenty, to stan permanentny. I wreszcie, co właściwie władze klubu Sląska Wrocław zrobiły, aby ukrócić handlowy proceder wykorzystywania sportowych emblematów w nacjonalistycznej, bywa że jawnie rasistowskiej, propagandzie? Ktoś koszulki, bluzy produkuje, rozprowadza i sprzedaje w sklepach uchodzących za kibicowskie. Klub na to nie ma żadnego wpływu, nie może interweniować? Nie może nająć prawników?
Zapewne dla miasta, które uchodzić chce za otwarte i przyjazne, jest sporym obciachem, że grupa – jak to określił prezydent Dutkiewicz „nacjonalistycznej hołoty” – zakłóciła spotkanie z prof. Baumanem. Zaznaczmy jednak: ostre słowa działają na nich niczym paliwo, konfrontacja jest ich żywiołem. Nie rozpierzchną się i zaszyją po domach. Z początkiem sezonu znów spotkają się na stadionie.
Środowisko nacjonalistycznych kibiców ma swoje odrębne definicje tego, co jest przyzwoite i honorowe. Między ich światem, a naszym nie ma kanału komunikacji ani nici zrozumienia. Oni są hermetyczni i plemienni w swoich zachowaniach, nie uznają od swoich norm żadnego odstępstwa. Funkcjonują na zasadach sekty, która w inicjacyjnych i mobilizujących aktach werbalnej i wspólnotowej agresji cementuje swoje szeregi. W tym gronie, buduje się szczególnie mocne więzi, które jak tarcza chronią przed poczuciem, że to, co się robi jest obciachowe, głupie.
Skutecznym sposobem poradzenia sobie z grupowym kibolskim fenomenem, nie jest etykietkowanie, jak czyni to prezydent Dutkiewicz, lecz złamanie grupowej, niemalże religijnej solidarności, pomoc tym, którzy chcą się „wyrwać” i dowiedzenie, poprzez ich indywidualną przemianę, że jest możliwe zerwanie z obłędem i sekciarstwem. Potrzebne są, a jakże, „świadectwa nawrócenia”, bardziej niż policyjna pałka i zakazy stadionowe. Nic tak nie działa destrukcyjnie na sekty jak ci, którzy z niej wyszli.
Dziś urząd miasta oraz władze klubu stoją pod ścianą. Z ostrych deklaracji, że nacjonalistom postawią tamę, nie mogą się wycofać. Inaczej narażą na szwank swą reputację i wiarygodność. Jeśli ci, którzy zorganizowali sens nienawiści w murach uczelni będą mogli na stadionie dalej prowadzić nienawistą agitację i rekrutację, to oznacza, że „hołota” w tym mieście dyktuje warunki.