W medialnej i sądowej burzy wokół „Pasji” Doroty Nieznalskiej, to bardziej skala reakcji jest sztuką, aniżeli męskie genitalia wpisane w symbol krzyża. Gdyby nie larum podniesione przez politycznych obrońców moralności, żadnych kontrowersji by nie było, bowiem kontrowersje są tam, gdzie z impetem wkracza opinia publiczna. Ta zaś zwykła nie zawracać sobie głowy rezerwatami zajętymi przez „neurotyków i dziwaków cmokających z zachwytu nad czarnym kwadratem lub przypominającą rzygowiny rozbryzganą farbą”. A jednak, na nieszczęście dla samej Nieznalskiej i podobnych jej artystów stało się inaczej. W konsekwencji, trudno o jakimś przychylny klimat dla sztuki krytycznej. Było źle, jest fatalnie. W oczach wielu osób, które via media otarły się o casus Nieznalskiej, nagle sztuka – z terytorium opanowanego przez nieszkodliwych wariatów – stała się poligonem doświadczalnym psychopatów szykującym rzeź niewiniątek (czytaj: moralnie zdrowej większości społeczeństwa). A przecież, gwoli ścisłości, nie Dorota Nieznalskiej lecz Artur Żmijewski zasługuje na miano wroga publicznego numer jeden ( nie chodzi o królujacego na ekranach i okładkach magazynów amanta – gwiazdora polskich telenoweli). Gdy Nieznalska naigrywa (?) się z religijnej symboliki, Żmijewski zamienia porażającą zmysły przestrzeń komory gazowej w miejsce igraszek grupy golasów sprowokowanych do zabawy w berka. I to właśnie mierzi konserwatywną część mojego ego ( tak w ogóle to mam wolnościowe usposobienie i nastawienie) Po co Żmiejewski w tak drastyczny sposób obchodzi się z delikatnym tematem Zagłady, zwłaszcza że nadal z mamy kłopot z pamięcią o ofiarach? Lektura – od deski do deski – wywiadu z artystą (Pismo Artystyczne „Format”nr 44) nie przyniosła odpowiedzii i ciągle zastanawiam się nad intencjami Żmijewskiego. To jedyne wątpliwości, bo cała masa potencjalnych doznań wywołanych „Berkiem” , w moim przypadku sprowadza się do jednego: zażenowania…
Rafał Jakubowicz.: Czy byli oni świadomi kontekstu?
Artur Żmijewski.: Nie sądzę. To doświadczenie było doświadczeniem archeologa zapuszczającego się w dawne czasy. Odnajdowałem pewną formę śmierci – dawno minioną i budowałem jej makietę.
R.J.: W autokomentarzu pisałeś: Zamiast na tragedię patrzymy na dziecięcą, niewinną zabawę. Przypomina to sytuację kliniczną w terapii psychologicznej. Powraca się tam do zdarzeń traumatycznych, które spowodowały powstanie kompleksu. Odtwarza się te zdarzenia niemal tak, jak w teatrze. Jak rozumiesz funkcję terapeutyczną w kontekście tej realizacji? Czy sztuka może być rodzajem terapii?
A.Ż.: Bardzo wiele różnych aktywności może być rodzajem terapii. Leczyć może i płacz i śmiech. Gdy patrzyłem na śmiejących się ludzi, biegających nago po komorze gazowej, czułem, że działo się tam coś oczyszczającego – tak jakbyśmy włączali się w tą historię, wchodzili w nią – nie symbolicznie, ale w sposób rzeczywisty – swoimi ciałami.
Co z ludźmi, których Żmijewski zaangażował do projektu, artysta wyjaśnia w wywiadzie dla „Formatu”:
Rafał Jakubowicz.: Czy byli oni świadomi kontekstu?
Artur Żmijewski.: Nie sądzę. To doświadczenie było doświadczeniem archeologa zapuszczającego się w dawne czasy. Odnajdowałem pewną formę śmierci – dawno minioną i budowałem jej makietę.
R.J.: W autokomentarzu pisałeś: Zamiast na tragedię patrzymy na dziecięcą, niewinną zabawę. Przypomina to sytuację kliniczną w terapii psychologicznej. Powraca się tam do zdarzeń traumatycznych, które spowodowały powstanie kompleksu. Odtwarza się te zdarzenia niemal tak, jak w teatrze. Jak rozumiesz funkcję terapeutyczną w kontekście tej realizacji? Czy sztuka może być rodzajem terapii?
A.Ż.: Bardzo wiele różnych aktywności może być rodzajem terapii. Leczyć może i płacz i śmiech. Gdy patrzyłem na śmiejących się ludzi, biegających nago po komorze gazowej, czułem, że działo się tam coś oczyszczającego – tak jakbyśmy włączali się w tą historię, wchodzili w nią – nie symbolicznie, ale w sposób rzeczywisty – swoimi ciałami.
Misterium.Eksperyment. Ubaw dla pokrzepienia zmarłych. W obozie koncentracyjnym.