Jeśli wierzyć „Gazecie Wyborczej”, Coca Cola jest o krok od zostania tytularnym sponsorem wrocławskiego stadionu. Jeśli wierzyć naukowcom spożywane ochoczo gazowane napoje, a więc m.in. cola w różnych smakowych konfiguracjach i opakowaniach, to jedna z przyczyn plagi otyłości i chorób serca. Plag, z którymi się walczy, wydając grube miliony. Zarabiane także na reklamach.
Nikomu sączenia coli nie zabraniam. Konsumujesz to, co lubisz. Problem pojawia się wówczas, jeśli szkodliwe konsumenckie nawyki się urabia i utrwala, a władze miasta – powołane do dbania o interes mieszkańców, także o ten zdrowotny – chcą takiemu urabianiu dać zielone światło. Powiem wprost: to głupi pomysł. Parę milionów, które trafi, dzięki reklamowym dealom, do miejskiej kasy, oceny mojej nie zmienią. Wiem, że to taka powszechnie przyjęta sponsorska praktyka i nie ma nic w tym dziwnego. Ok. Oponentom przypomnę, że wcale nie tak dawno, papierosy reklamowano jako produkt prozdrowotny. Na szczęście z czasem ludzie poszli po rozum do głowy. Tak jak kiedyś jeden z naszych praprzodków odważył się zejść z drzewa i dzięki temu odnotowujemy jakiś progres, w sprawach zdawałoby się niepodważalnych, banalnych i oczywistych.
Zamiast akcentować finansowe korzyści wynikające z kontaktu, urzędnicy powinni zapytać o zdanie kardiologów, dietetyków, nauczycieli i rodziców, czy chcą cola-mani we Wrocławiu. I rozstrzygnąć, komu się ona ostatecznie opłaci, a kto na niej straci i kto pokryje koszty.
Jest, obok zdrowotnego, inny aspekt godny uwagi. W ramach umowy koncern Coca Cola – co sugerują dziennikarze – miałaby zagwarantowaną wyłączność na sprzedaż napojów podczas imprez miejskich oraz możliwość wywieszania reklam na komunalnych budynkach. Wskażcie mi drugie miasto na świecie, gdzie takowy monopol – za zgodą lokalnych władz – byłby możliwy. Mam nadzieję, że dziennikarze przeszarżowali ze spekulacjami, bo nie wyobrażam sobie coco-lanizacji miejskiej przestrzeni.
Akurat na świecie widać, jak nasila się trend zgoła przeciwny. W ramach ogólnoświatowej debaty nad stanem zdrowia młodej generacji szereg rządów i włodarzy miast zastanawia się zniechęceniem do picia gazowanych, słodzonych napojów. Wyższe podatki, zakaz sprzedaży w szkołach – to niektóre z metod. W Nowym Jorku najprawdopodobniej od marca przyszłego roku wejdzie w życie przepis ograniczający sprzedaż dużych, ok. 0.5 litrowych kubków coli na imprezach sportowych i kulturalnych (Nowym Jorkiem to my nigdy nie będziemy).
Cóż, sprawa przybierze najpewniej taki obrót: kontrakt zostanie podpisany i nikt się nad tym faktem nie zająknie. Dzięki umowie sponsorskiej do miejskiej kieszeni trafią pieniądze, aby je z drugiej kieszeni wyciągać: na kolejne akcje promujące zdrowy tryb życia, finansowanie profilaktycznych badań i na coraz droższe leczenie społeczeństwa, borykającego się z wysypem cywilizacyjnych chorób.
Niech nikt mnie nie przekonuje, że sport się wszystkim opłaca. Coraz częściej opłaca się wyłącznie sponsorom.
P.S. Zawartą w artykule sugestię, że Coca Cola miałaby być sponsorem Europejskiej Stolicy Kultury odbieram jako żart. Batonik, puszka z napisem „łyk głębokiej kultury”?… Chyba się upiję…
Comments
2 odpowiedzi na „Coca Cola nie może być sponsorem wrocławskiego stadionu”
U nas nazwa PepsiArena została obśmiana, normalni ludzie nadal mówią Legia. Ostatnie mistrzostwa sponsorowało m. in. piwo i jeden z fastfoodów. Dodatkowo obok strefy kibica zbudowali sobie jadłodajnię, kibice byli zachwyceni. Myślę, że to kwestia smaku, jak mawiał Herbert. Masowa rozrywka, konsumpcjonizm. Wizerunkowo słabizna 🙂
Smak to podstawa 🙂 I nie chodzi tylko o jadłodajnie, nawet wegetariańską.
Cola jest passe. Cały ten reklamowy hype, za kilka dekad będzie obśmiany przez potomnych….