Może spektakle nie odebrały mowy widzom, ani krytyków nie rzuciły na kolana, jednak swoboda z jaką wrocławski Teatr Polski wplata w nie estetykę nowych mediów zasługuje na szacunek. Najpierw grupa Twożywo skutecznie zamieszała przy Terrordromie Breslau. Mix artystycznej partyzantki sięgającej po wywrotowy przekaz nie doczekał się niestety kontynuacji, bo spektakl zszedł z afiszu.
Potem przyszła dość ryzykancka w formie, pastiszowo potraktowana, interpretacja wyjątków z Mickiewiczowskich „Dziadów”. Podtytuł „Ekshumacja” był całkiem na miejscu; ale targane i ciągane po scenie truchło romantyzmu prezentowało się nie dość atrakcyjnie, by przykuć uwagę krytyków. Spektaklowi nie pomogło odwołanie do monumentalnej w swojej erudycji Marii Janion. Szkoda; ostała się tylko internetowa oprawa spektaklu.
Do trzech razy szuka. Może chwyci medialnie „Lincz”, jednoaktówki Yukio Mishimy.
Magia nazwiska, a może systematyczność z jaką wrocławski teatr puszcza oko do młodej publiczności da w końcu owoce – na premierę zabrakło biletów; poszła fama, że warto.
Spóźnialskim pozostaje zatopić się w ekran, wsłuchać w intrygujące dźwięki stworzone przez braci Olesi. Jeśli nawet i ten spektakl zaliczy spektakularną klapę, to przynajmniej można obcować z jego fantomową bytność w necie. Piekielnie wciągające.
Spóźnialskim pozostaje zatopić się w ekran, wsłuchać w intrygujące dźwięki stworzone przez braci Olesi. Jeśli nawet i ten spektakl zaliczy spektakularną klapę, to przynajmniej można obcować z jego fantomową bytność w necie. Piekielnie wciągające.