Nasz narodowiec to postać z gruntu komiksowa. Przerysowana, mocno ciosana i napompowana patosem, skrajna w swoich zachowaniach, wybornie pasują do żartów Marka Raczkowskiego lub Janka Kozy. Niesiony patriotycznym duchem nasz narodowiec czuje się w obowiązku okupować fora sprzedajnej „Gazety Wyborczej”, agitować na amerykańskim Twitterze, strony i profile z dumnym orłem zakładać na Facebooku. Narodowiec niczym samotny Drzymała na posterunku, właśnie tam – w necia i na ulicy – wykuwa w boju zręby wielkiej Polski, broni chrześcijańskiej cywilizacji białego człowieka przed inwazją multikulti.
Wsłuchując się w dobiegający ze stadionów i netu chór narodowych, gardłowych głosów można uznać, że przeszkodą w realizacji scenariusza wielkiej Polski są głównie inni Polacy. To znaczy, pozornie Polacy, bo Polakiem nie może być lewak, gej, sprzedawczyk. Demiurgicznym gestem narodowca wszyscy oni – również lemingi – wykluczeni zostali z polskiej zbiorowości. Nieważne, że wykluczonych może być więcej niż „tych prawdziwych”.
Zatem, marzenia „patriotów” o niepodległej i wielkiej Polsce ziszczą się, gdy „Gazeta Wyborcza” zniknie z kiosków, Lis z Wojewódzkim z telewizyjnego ekranu, TVN straci koncesję, sprawcy smoleńskiego zamachu trafią przed sąd, a rząd Donalda obalą kibole.
Zmęczona polska rodzina odetchnie, jak tylko heroiczna poseł Pawłowicz da odpór demoralizatorom i dewiantom. W tak urządzonym kraju narodowa prawica przestanie być potrzebna, bo utraci podstawy swego istnienia. Narodowiec oddając ostatnie tchnienie ma ołtarzu wolności, przed komputerem, albo biorąc udział w zwycięskiej pikiecie, rozpuści się w oceanie narodowej nudy i spełnienia.