komunikacyjny szla(k)g mnie trafił dziś
Bez kategoriiWieczorem jadę do domu 20 minut. W porannym autobusie – zanim dotrę do pracy – trwonię ponad godzinę, a zdarza się, że jeszcze następne dwadzieścia minut tkwię bezsilny w korku. Wiem, co czuł Michael Douglas w „Upadku”. Wiem, co to narastająca frustracja.
Dziś w cichym złorzeczeniu pod nosem ubiegł mnie niepozorny gość w korzuchu z aktówką, ubiegł i pokonał w sposób spektakularny, po prostu wydzierając się na cały autobus. Stało się to po kolejnym niemożliwym kwadransie wleczenia się za sznurem samochodów, więc w zupełności mogę zrozumieć, skąd ta szewska pasja granicząca z paranoją. Facet nie poprzestał jednak na pomstowaniu na mpk, na prezydenta miasta, oberwało się także politykom z prawa i z lewa. Pojawiły się też wcale nie retoryczne apele, by reszta pasażerów wzięła sprawy w swoje ręce i zrobiła z tym komunikacyjnym burdelem porządek. W sumie był to żenującym pokaz bezradności. Facet zamilkł, autobus nagle przyspieszył, łamiąc przy okazji parę zakazów, pasażerowie odetchnęli z ulgą i wszystko wróciło do normy.
A ja myślę sobie, ile to jeszcze razy dane będzie mi przeżywać koszmar tak intensywnie i systematycznie testujący moją psychiczną wytrzymałość. Istny dzień świra połączony z dniem świstaka. Powtarzalność tej chorej sytuacji, aż kłuje w oczy i doprasza się reakcji. W innym mieście, bardziej zdroworozsądkowo zarządzanym, już dawno postarano by się, choćby w minimalnym stopniu, ulżyć ludziom. Jakaś nowa organizacja ruchu zmieniana w zależności od natężenia komunikacji w określonych porach ( rano – kierunek centrum, po południu w przeciwną stronę), usprawniona sieć tramwajowa, autobusy szynowe korzystające z licznych, niszczejących obecnie miejskich stacyjek.
Pomysłów jest wiele, potrzebne są chęci i szersze horyzonty. Bo przecież nie nadąży się z budowaniem dróg w takim tempie, jak przybywa samochodów.
Dziś w cichym złorzeczeniu pod nosem ubiegł mnie niepozorny gość w korzuchu z aktówką, ubiegł i pokonał w sposób spektakularny, po prostu wydzierając się na cały autobus. Stało się to po kolejnym niemożliwym kwadransie wleczenia się za sznurem samochodów, więc w zupełności mogę zrozumieć, skąd ta szewska pasja granicząca z paranoją. Facet nie poprzestał jednak na pomstowaniu na mpk, na prezydenta miasta, oberwało się także politykom z prawa i z lewa. Pojawiły się też wcale nie retoryczne apele, by reszta pasażerów wzięła sprawy w swoje ręce i zrobiła z tym komunikacyjnym burdelem porządek. W sumie był to żenującym pokaz bezradności. Facet zamilkł, autobus nagle przyspieszył, łamiąc przy okazji parę zakazów, pasażerowie odetchnęli z ulgą i wszystko wróciło do normy.
A ja myślę sobie, ile to jeszcze razy dane będzie mi przeżywać koszmar tak intensywnie i systematycznie testujący moją psychiczną wytrzymałość. Istny dzień świra połączony z dniem świstaka. Powtarzalność tej chorej sytuacji, aż kłuje w oczy i doprasza się reakcji. W innym mieście, bardziej zdroworozsądkowo zarządzanym, już dawno postarano by się, choćby w minimalnym stopniu, ulżyć ludziom. Jakaś nowa organizacja ruchu zmieniana w zależności od natężenia komunikacji w określonych porach ( rano – kierunek centrum, po południu w przeciwną stronę), usprawniona sieć tramwajowa, autobusy szynowe korzystające z licznych, niszczejących obecnie miejskich stacyjek.
Pomysłów jest wiele, potrzebne są chęci i szersze horyzonty. Bo przecież nie nadąży się z budowaniem dróg w takim tempie, jak przybywa samochodów.
Rower to jest to! Ale najpierw trzeba zmusić nowobogackich i mieszczuchów, aby przełamali wstyd do bicykla. W Holandii i Niemczech korzystanie z niego, to żadna ujma dla wielbicieli pękatego portfela. U nas nie uświadczysz eleganckiego faceta sunącego z dumą na rowerze. Na zachodzie? A jakże! Wzdrygają się ze wstrętem na widok rowerów miejscy urzędnicy, a przecież powinni świecić przykładem. Choćby w tej sprawie mogliby się wykazać klasą.
Discover more from Notatnik
Subscribe to get the latest posts sent to your email.