Do Kassel zwieziono prace ponad setki artystów, więc siłą rzeczy przypomina bazar. Obrazy, grafiki, instalacje, pokazy video – jest w czym przebierać i nad czym się zadumać. Ale obcujemy nie tyle ze sztuką, co jej nadmiarem. Dzieła pozostaną na dłużej w głowie, o ile zdołamy wyłowić je z różnorodnej masy i poddać analizie.
Choćby tysiąc jeden krzeseł dynastii Ming, które przywiózł Ai Wei Wei. Są wszędzie. Trudno o lepszy komentarz do oczywistego przeczucia, iż Stary Kontynent ulegnie chińskiej nawale, że sklepowe półki uginające się od chińskimi adidasów, zupy w proszku, pluszaków to preludium.
Po rozległych zielonych terenach pomiędzy pawilonami snują się hałaśliwi i wyluzowani Hiszpanie; ale szaleństwa i tajemnicy na Documenta jest jak na lekarstwo.
Imponująca z założenia – i takie wywiera wrażenie – jest kolekcja malarstwa holenderskiego. Wśród mistrzów, ten najważniejszy, Rembrandt. Obok, Zofia Kulik. Błyszczy i przyciąga uwagę. Miły akcent, w pełni uzasadniony.