Niektórzy mówią: to fenomen. W jednym miejscu zgromadzić pęczniejące z każdym dniem grono dziennikarskich znakomitości i rzeszę internautów rozpisujących się namiętnie o polityce. Toż to oczywiste, biorąc pod uwagę liczbę podobnych internetowych przedsięwzięć. Dla odmiany polecam news trust, kuro5hin albo rodzimy I think. Jeśli salon24 jest fenomenem to negatywnym, bo nie dostrzega innowacyjnego potencjału internetu.
Salon 24 stał się lustrzanym odbiciem polskiej polityki, z jej porażającą kakofonią głosów wchodzących w kolizje, a nie w ożywcze spory, a jeszcze rzadziej w dialog.
Ujmując inaczej, salon24 to rodzaj tablicy ogłoszeń, targowisko różności, albo, unikając negatywnych skojarzeń, hyde park. Tyle że jego londyński odpowiednik ma charakter ludyczny i żartobliwy, a nasza internetowa wersja zaskakuje obfitością antagonizmów, ambicji i napuszenia.
Stanowiska, komentarze, rewelacje, zwierzenia, polemiki, paszkwile i diatryby niczym bąbelki w wodzie sodowej nie do ogarnięcia.
Reasumując, autorzy zdają się tylko pielęgnować własne poletka, choć przecież wszyscy, pochłonięci są polityką; ona (z mocy definicji) jest wszak rzeczą wspólną. Skąd więc ów izolacjonizm i to w sieci, która żywi się kooperacją?
Przerzucanie mostów pomiędzy salonowymi blogami należy do rzadkości, w postach linki występują incydentalnie. Mamy za to mur wytyczony pomiędzy tymi, co stanowią salonową elitę, kwiat prasowej publicystyki, a anonimowym mrowiem autorów, którzy nie cieszą się uznaniem w pozasieciowym obiegu i manifestują swą obecność w salonowym świecie nabijając poważnym dziennikarskim wyjadaczom komentarze: 50…100…200. Kto je przeczyta i przeanalizuje? Nic dziwnego, że salon24 staje się interesujący w kolektywnym, iskrzącym konfliktami, wymiarze.
Czy z tej masowej politycznej komentatorki wynika jakiś pożytek dla zakonserwowanej w anachronicznych podziałach i nawykach polskiej polityki? Wątpię.
Przez pewien czas wrzucałem do salonu24 parapolityczne spostrzeżenie. Jałowe zajęcie. Dziś zżymam się, że serwis nie ewoluuje, nie próbuje zrywać z wizerunkiem ogłoszeniowego słupa, ani, co jest poważniejszym zarzutem, nie tworzy innowacyjnie nastawionej społeczności.
Gdzie więc kryje się sens przedsięwzięcia? Może chodzi tylko o darmową usługę hostingową dla zafascynowanych polityką, których nikt nigdzie indziej nie chce już słuchać?
Ujmując inaczej, salon24 to rodzaj tablicy ogłoszeń, targowisko różności, albo, unikając negatywnych skojarzeń, hyde park. Tyle że jego londyński odpowiednik ma charakter ludyczny i żartobliwy, a nasza internetowa wersja zaskakuje obfitością antagonizmów, ambicji i napuszenia.
Stanowiska, komentarze, rewelacje, zwierzenia, polemiki, paszkwile i diatryby niczym bąbelki w wodzie sodowej nie do ogarnięcia.
Reasumując, autorzy zdają się tylko pielęgnować własne poletka, choć przecież wszyscy, pochłonięci są polityką; ona (z mocy definicji) jest wszak rzeczą wspólną. Skąd więc ów izolacjonizm i to w sieci, która żywi się kooperacją?
Przerzucanie mostów pomiędzy salonowymi blogami należy do rzadkości, w postach linki występują incydentalnie. Mamy za to mur wytyczony pomiędzy tymi, co stanowią salonową elitę, kwiat prasowej publicystyki, a anonimowym mrowiem autorów, którzy nie cieszą się uznaniem w pozasieciowym obiegu i manifestują swą obecność w salonowym świecie nabijając poważnym dziennikarskim wyjadaczom komentarze: 50…100…200. Kto je przeczyta i przeanalizuje? Nic dziwnego, że salon24 staje się interesujący w kolektywnym, iskrzącym konfliktami, wymiarze.
Czy z tej masowej politycznej komentatorki wynika jakiś pożytek dla zakonserwowanej w anachronicznych podziałach i nawykach polskiej polityki? Wątpię.
Przez pewien czas wrzucałem do salonu24 parapolityczne spostrzeżenie. Jałowe zajęcie. Dziś zżymam się, że serwis nie ewoluuje, nie próbuje zrywać z wizerunkiem ogłoszeniowego słupa, ani, co jest poważniejszym zarzutem, nie tworzy innowacyjnie nastawionej społeczności.
Gdzie więc kryje się sens przedsięwzięcia? Może chodzi tylko o darmową usługę hostingową dla zafascynowanych polityką, których nikt nigdzie indziej nie chce już słuchać?