Schorowany i dręczony depresją wyprawia się w góry i próbuje się bezskutecznie zabić łykając arszenik. Zmarł jakiś czas potem, nagle, w męczarniach i samotny; nad trumną płakał tylko służący.
Nim Junge ucieka z oblężonego Berlina spisuje testament A. Hitlera. Potem spotyka więźnia obozu koncentracyjnego i o nic go nie pyta, pomna słów szefa SS Himmlera, że w obozach obowiązywał ład, porządek, że za drutem kolczastymi panowała normalność.
Gauguina trawił wewnętrzny ogień; artysta siłował się i bratał ze swoim prywatnym diabłem. Kreacja i destrukcja – dwa przeciwstawne żywioły – splotły się niszczycielsko. Artysta pożądał raju, spotkał piekło. Myślę, że był świadomy swojego szaleństwa.
Tkwią we mnie dwie istoty, które nigdy nie mogły być zmieszane: dziecko i dziki – to jego słowa.
Z kolei obcowanie ze złem w jego skrajnej postaci nie przeszkadzało Junge pełnić roli porządnej sekretarki. Wierna profesji, po wojnie pracowała w redakcji ilustrowanego magazynu „Quick”. Przez wiele lat żyła nieświadoma zła, choć przecież tkwiła w epicentrum apokaliptycznej historii. Refleksje dopadły ją pod koniec życia. Wówczas wydała wspomnienia.