Okazuje się, że na liberalnym Zachodzie są muzułmanki, które nie wspierają emancypacji kobiet w świecie opresywnego islamu, lecz angażują się po stronie jihadystów.
To casus 48-letniej Maliki El Aroud, mieszkającej w eleganckiej Brukseli. Kobieta z pasją, kreując się na bojowniczkę świętej wojny, dystrybuuje na islamskich forach przesłanie nienawiści, wzywa do jihadu.
Pisze o tym dziennik New York Times i zauważa, iż Malika stała się symbolem przemiany, która jest swoistym wyzwaniem dla Al Kaidy, jako że jihadyści – powołując się na zasady islamu- nie widzą dla kobiet miejsca w swoich szeregach.
Rzeczywistość pisze inne scenariusz:
Malika El Around wychowała się w Europie. Pierwszy raz sięgnęła po Koran nie znając arabskiego, posługiwała się więc francuskim. W 2001 roku wraz z mężem udała się do Afganistanu. Jak inne żony bojowników trafiła do kobiecego obozu Al Kaidy.
Paradoks kolejny: po śmierci męża (zginął w akcji terrorystycznej) wpadła w ręce przeciwników talibów, z tarapatów wyciągnęły ją …belgijskie władze.
Teraz pozostaje na na celowniku policji monitorującej islamskich radykałów, ale cieszy się wolności i zapewne nie może się doczekać chwili, kiedy dołączy grona męczenników jihadu.
Pewnikiem Amerykanie prowadzący wojnę z terrorem i tropiący popleczników Osamy po całym głobie umieściliby ją bezterminowo i bez procesu za drutami w Guantanamo. To też paradoks.