T-shirt z takim nadrukiem wypatrzyłem w butiku. Są też inne . W księgarniach natkniesz się na książki Richarda Dawkinsa, w necie na rozdyskutowanych i pewnych swoich racji apostołów racjonalizmu. Fala wzbiera. Zatem religia passe, a viva la atheism?
Ateizm ma ambicje uniwersalne i choć śmiało można zawołać: „ateiści wszystkich krajów łącznie się”, żadna międzynarodówka nie powstanie.
Naszego chowu ateizm sprowadza się do antyklerykalnej reakcji. Nie napędzają go scjentystyczne aspiracje, lecz awersja do kościoła jako instytucji, do księży, do nudnej ceremonialności, zbanalizowanych masowych rytuałów powtarzanych przy każdym narodowym święcie. Ta krytyczna postawa żywi się obyczajowymi wpadkami, językowymi lapsusami hierarchów, ich nieprzystosowaniem albo zwyczajnym niezrozumieniem uwarunkowań nowoczesności. Polityczno-biznesowe uwikłanie kościoła, którego symptomami są zwulgaryzowana „pazerność na kasę” oraz wspieranie przychylnych mu polityków są zasadniczą przesłanką, aby z kościoła się „wypisać”
Tak więc, po prawdzie, mamy u nas nie rzeszę ateistów, lecz wątpiących, którzy nie ukrywają rozczarowania kościołem jako instytucją. Ludzi, którzy pewnie by go zreformować chcieli, a nie porzucić na dobre.
W tej quasi-ateistycznej, wzbierającej fali brakuje mi refleksji nad tym, co w człowieku elementarne. Jak zrozumieć powodujące nami impulsy, utożsamiane z poszukiwaniem transcendencji lub z doświadczeniem świętości życia, doświadczaniem epifanii? Jeśli chce się iść na autentyczną krucjatę z religią, trzeba do tych impulsów się ustosunkować.
Oczywiście, trudno brać się za bary z tym, co enigmatyczne, subiektywne, niezbadane. Indywidualne doświadczenia nie dają się łatwo opisać. Ale przecież to, co bywa niewysłowione, jest solą każdej religii.
Może dlatego, nie mogąc owych impulsów poskromić, niejeden ateista, koniec końców, „zmuszony życiowymi doświadczeniami” przechodzi na stronę, z którą walczył?