Styczeń przyniósł wcale nie nowy spór o zapłodnienie in vitro. Spór wałkują media i spekulują, czy rząd zgadzając się na refundowanie kosztów zabiegu (który duchowni nazywają wyrafinowaną aborcją) pójdzie na ideologiczne udry z episkopatem. Jeśli nie będzie refundacji, bezpłodnym parom pozostanie brać kredyty.
Losy batalii zależą Tuska i jego determinacji. W ustępstwa drugiej strony nie wierzę. Hierarchom puszczają nerwy i w to kwestiach drobnej wagi. Oto posłance Senyszyn (też bloguje, a jakże) rzekło się, iż Kościół domagając się pieniędzy z budżetu na budowę Świątymi Opatrzności „doi” państwo i dostała baty od biskupa Pieronka.
Hierarcha nie oszczędził też lewicy:
Wątpiącym jestem, zatem pytam: czy z tego powodu Kościół ma mieć fory u rządzących? Dlaczego czyjeś czarne konto ma decydować o taryfie ulgowej wobec kogo innego, kto cieszy się lepszą reputacją? Nie mogę pojąć alogicznego – w sumie – rozumowania.
W polemicznym amoku umknął biskupowi Pieronkowi fakt: nie wszystko, co było i jest na lewicy to komuniści lub pogrobowcy PZPR, choć o tych ostatnich głośniej: Leszek Miller skrzykuje dawnych towarzyszy pod sztandary Polskiej Lewicy:
Nie wstydzimy się naszej przeszłości i nie pozwolimy, żeby ci, którzy ją tworzyli, byli lżeni i opluwani.
Łabędzi śpiew byłych aparatczyków pominę milczeniem. A biskup Pieronek niech lepiej poczyta o antykomunistycznym PPS.
Swoją drogą, jeśli Kościół jest w potrzebie, kto mu zabroni ściągać pieniędze od swoich? Ojciec Rydzyk w końcu mógłby okazać się szczodrością i sypnąć groszem. Medialne imperium z pewnością się nie zawali.
****
Niedziela: częściowo jest po sprawie. Tusk dla Newsweeka: Nie będzie refundacji za in vitro. Nie żeby premiera-katolika gryzło sumienie. Brakuje pieniędzy… na cuda pewnie też.