Pakiet informacji wygenerowanych przeze mnie i będących w posiadaniu Facebooka to ponad 850 mb danych: kontakty, wiadomości, audio i video. Wątpliwe żebym mógł ten pakunek zabrać w inne miejsce. A szkoda, bo aż się prosi o przeprowadzkę. Facebook jeszcze przed długi czas będzie dominował w świecie social media. Dwa miliardy ludzi nie rozpierzchnie się po internecie do innych serwisów. W Polsce codziennie korzysta z Facebooka ok. 11 mln osób. To daje circa 60 procent ruchu w polskim internecie.
Skandal z Cambridge Analytica jest o tyle przełomowy, że w powiązaniu z innymi wydarzeniami – fake newsowe kampanie, okołowyborcze manipulacje w USA, Wielkiej Brytanii, kontrowersyjne badania nad zachowaniami użytkowników, wycieki danych – układa się w niepokojący ciąg zdarzeń, którego zwieńczeniem jest pytanie: co dalej? Indywidualnie można pójść w ślad Elona Muska: usunął konta swoich firm i pożegnał się z 5 mln obserwujących. Po prawdzie, mógł sobie na to pozwolić. Brian Acton, współtwórca WhatsAppa, też wzywa do kasowania kont. Mozilla ogłosiła, że nie będzie się tam reklamować.
Mark Zuckerberg przeprasza za skandal i ma ku temu, poza zwykłymi ludzkim odruchem, poważniejszy powód: kurs akcji Facebooka spadł w kilka dni o circa 14 procent. Sęk w tym, że kajanie się nie jest żadnym rozwiązaniem. Sednem problemu jest model biznesowy, którego istotą jest zbieranie, obrabianie, udostępnianie danych użytkowników. Im liczniejsi i bardziej „produktywni”, tym Facebook jest atrakcyjniejszy dla biznesowych partnerów.
Facebook nie zmieni się w dobroczynną organizację, tak jak sklep z meblami nie stanie się domem kultury. To, co może się wydarzyć to spadek zainteresowania facebook’ową ofertą czyli zmierzanie w kierunku wytyczonym przez MySpace, a więc przedłużona agonia serwisu. Zuckerberg ma alternatywę w postaci Messangera, WhatsAppa, Instagrama.
Gigant social media nie od dziś wzbudza kontrowersje, a jego monopolistyczne zakusy i działania są dobrze udokumentowane i zbadane. To system zamknięty, którego logika jest zaprzeczeniem idei otwartego internetu. Wspominałem o tym parę lat temu i parę razy z Facebooka czasowo rezygnowałem. Kto zna historię Diaspory, wie w czym rzecz i na jakich fundamentach budowane były w ostatnich latach różne Facebooka alternatywy.
Mamy zamieszanie, warto uporządkować kluczowe kwestie. Po pierwsze, nie ma debaty o Facebooku bez wyjaśnienia sobie jak ważne jest prawo do prywatności i dysponowania prywatnymi treściami, w jakim zakresie je udostępniamy – komu i na jakich zasadach. Po drugie, dostęp do narzędzi zapewniających kontrolę i bezpieczeństwo uczestnikom internetowej komunikacji powinien być powszechny. Jeśli kupujemy telefon z zainstalowanym fabrycznie Facebookiem, to powinniśmy mieć możliwość aplikację usunąć bez zbędnych ceregieli. Nie rozumiem dlaczego mam być do używania Facebooka nakłaniany.
Są na świecie organizacje, które działają na rzecz prywatności i bezpieczeństwa w sieci, stanowiąc jednak rodzaj niszy. My potrzebujemy powszechnych kampanii i programów edukacyjnych. Także z udziałem państwa. Teraz trwa batalia, w której jedna ze stron – korporacje, firmy internetowe – opierają swój biznes na zbieraniu i handlowaniu danymi, a druga strona, czyli użytkownicy internetu, są wpływu bezpośredniego na ten proceder pozbawieni. Stąd popularne hasło „harvesting data” czyli „żniwa” – jest trafne i pozbawia złudzeń.
Nie chodzi tylko o tzw. obronę praw konsumenta, lecz prawa obywatela. Konsumentem się bywa (w chwili dokonywania konsumenckich wyborów), obywatelem się jest na warunkach określonych np. w konstytucji i to ona owe relacje pomiędzy nami, a internetowymi gigantami, powinna regulować, bo dotyczy to m.in. wolności, prywatności i podmiotowego traktowania.