W spartolonej na samym starcie rewolucji śmieciowej jak w soczewce zbiegają się nasze narodowe przywary. Jesteśmy marnymi organizatorami, co daje się odczuć i daje się nam we znaki, nawet gdy sięgamy po rozwiązania wypróbowane u innych. Segregacja odpadów i recycling to nie są nasze oryginalne pomysły, ich istota jest zrozumiała dla ucznia podstawówki, a jednak jak widać, gdy przechodzimy do działania, zawalamy na całej linii.
Mamy zatem zdolność do komplikowania spraw najprostszych i skłonność do sabotowania rzeczy zadekretowanych przez zdrowy rozsądek, udanie przetestowanych gdzie indziej. Np. u naszego zachodniego sąsiada ze śmieciami wiedzą co robić, u nas nie. My poradzić sobie z nimi nie potrafimy, nie chcemy, nie wiemy? Dlaczego?
Do wprowadzania ustawy śmieciowej zabraliśmy się niby jak należy. Ponad rok temu stosowne zapisy parlament przyjął, aby, bodajże z początkiem tego roku, po apelach samorządów, ustawę znowelizować. Ale i tak czasu dla wszystkich zabrakło i dalej jest za mało, włączając w to i gminne władze, i firmy, które wywożeniem śmieci zająć się mają – te na razie szukają kubłów, które okazały się – w skali kraju – towarem deficytowym.
Należałoby w geście akceptacji stanu rzeczy przywołać zawsze aktualne powiedzenie – echem niesione z przaśnej peerelowskiej przeszłości – powtarzane i dziś przez budowlańców, emerytów, stójkowych, dyrektorów, ministrów, motorniczych i wielu innych, że jakoś to będzie, że zrobi się. Właśnie, nie ja, ty, on zrobi, tylko „się” zrobi. Podobnie brzmi, ale sens zasadniczo jest inny.
Męczy mnie to nasze rozdarciu pomiędzy wyidealizowanymi deklaracjami, wizjami, planami, mową-trawą, ciężką literą prawa i ustawami mnożącymi się na Wiejskiej jak króliki, a prowizorką, tymczasowością i dyletanctwem, które nabierają mocy nieusuwanego konkretu, zawadzającego jak kula u nogi. To jest kraj, w którym problematyczne jest ułożenie równego chodnika albo udrożnienie studzienek burzowych, tak aby i w czasie ulewy można było ulicą jeździć. Ścieramy się z problemami takiego kalibru ustawicznie – w skali ulicy, gminy, powiatu i kraju, upajając się jednocześnie marzeniami o elektrowni atomowej albo mianując się samozwańczo potentatem w wydobyciu potencjalnie istniejącego gazu łupkowego.
Wracając do rzeczy konkretnych czyli do śmieci. W kraju, którego organizacyjne możliwości przerasta organizacja skupu butelek, nie powinno się ogłaszać rewolucji śmieciowej.