Za każdym razem, gdy jadę przez Niemcy dopada mnie spleen. Ten kraj sprowadzony do stacji benzynowych i moteli, sterylnych niczym laboratoria, nanizanych na betonowo-asfaltowe nitki przyprawia o ból głowy i niepokój: jakże oni są przewidywalni i oddani budowie ładu. I to w stopniu niepojętym dla bałaganiarskiej polskiej duszy. Mam też wrażenie, że ta formalna uprzejmość jaką nas raczą jest podszyta tylko rutyną, że tak trzeba.
W Niemczech pewnie nie zaistnieliby hobosi – włóczędzy podróżujacy w towarowych pociągach. Tradycja zrodziła się w czasach wielkiego kryzysu, gdy tysiące zdesperowanych ludzi błąkało się w poszukiwaniu pracy przez rozległe pustkowia Ameryki.
How to: hop trains – quasi-poradnik dla zafascynowanych ruchem hobo „nowicjuszy” sporządził Andreas Trolf. Via: Fecal Face.
Ciągle szukam legendarnej książki, którą przed nastaniem ery internetu wydała niezależna szwajcarska oficyna: How to disappeared? Czy ktoś ją widział?
***
Parę zdjęć Tomasza Grzyba, freelancera i socjologa z Wrocławia, który na kilka miesięcy zaszył się w Palestynie….