Walentynki są do bólu kiczowate i takimi pozostaną. Bowiem o ile większość świąt skomercjalizowano, to święto jest z założenia komercyjne. Przewiduje się, że tylko w tym roku Amerykanie wydadzą na walentynkowe prezenty, kolacje i kartki ok. 14 mld dolarów.
Nic dziwnego, że dzień zakochanych utarło się kąśliwie określać „Forced Affection Day”.
Trudno komukolwiek zarzucić, że świętuje Walentynki płytko i z przyzwyczajenia, ulegając presji rodziny lub tradycji. Trudno uznać, że obyczaj zostało „narzucony” w sposób nasuwający analogię z religijnym nawróceniem lub krucjatą. To absurd.
Trudno komukolwiek zarzucić, że świętuje Walentynki płytko i z przyzwyczajenia, ulegając presji rodziny lub tradycji. Trudno uznać, że obyczaj zostało „narzucony” w sposób nasuwający analogię z religijnym nawróceniem lub krucjatą. To absurd.
Z tych m.in. powodów walentynkowe rytuały są płytkie i żałosne. To smutne, że aby uświadomić sobie, jak ważne jest poczucie bliskości oraz czułość, potrzeba owe elementarne odruchy „w nas obudzić” za pomocą kampanii reklamowych.
***
Ze skrajności można popaść w skrajność. W muzułmańskiej Arabii Saudyjskiej o Walentynki toczone są prawdziwe boje. Na polecenie komisji dbającej o przestrzeganie obyczajowości patrole sprawdzają sklepy konfiskując czekoladki, kwiaty oraz podarunki mające związek z tym świętem. Ceny czerwonych róż wzrosły 10-krotnie.