Inna kuriozalna sprawa: RIAA domaga się kary dla kolekcjonara muzyki za skopiowanie na własny twardy dysk własnej kolekcji cd. Jeśli srogie sankcje i rosnąca liczba pozwów ma działać odstraszająco, to może lepiej zorganizować pokazowy proces i domagać się dożywocia?
Koncerny prowadzą walkę z wiatrakami. Zachowują się jak małpa z brzytwą. Spełnienie ich żądań spowoduje tylko ograniczenie wolności w internecie. A wszystko dla ochrony korporacyjnych interesów.
Kto jest przeciwnikiem przemysłu fonograficznego? Po prostu internet, bo zapewnia alternatywną wobec dominującego modelu dystrybucję on-line. Wrogiem też jest, na elementarnym poziomie, komputer: pozwala tworzyć muzykę niemal za darmo. Ten banalny fakt sprawia, że wielkie korporacyjne machiny przypominają mamuty skazane na wyginięcie. I fakt ten zaczynają rozumieć artyści w przeciwieństwie do wpatrzonych z trwogą w malejące słupki sprzedaży korporacyjnych księgowych.
W 1991 roku Amerykanie wydali na płyty cd ponad 11,8 mld dolarów. Rok temu 10,6 mld. Prognozy mówią o dalszym spadku do około 9 mld dolarów w 2012 r. Więcej kupuje się on-line. To wyliczenia z artykułu Davida Byrna dla Wired.
David Byrne przypomina, że ponad 50 procent kosztu płyty cd pochłania marketing. Uzględniając – modelowo – wszystkie koszty (produkcja, dystrybucja, marketing, zyski wytwórni, sprzedawcy itp.) cena płyty nie powinna przekraczać 16 dolarów. To daje mniej niż 50 złotych. I daje też sporo do myślenia, gdy porówna się te kalkulacje z cenami na sklepowych półkach.