Pracownikom rozpraszanym przez maile i telefony obniża się poziom IQ bardziej niż palaczom marihuany. Jak psycholodzy z Uniwersytetu Londyńskiego doszli do tegoż wniosku? Pozostaje uznać, iż raport sprządzony na zlecenie Hewlett-Packarda jest wiarygodny, a firma nie ma problemów z miłośnikami jointów…
Swoją drogą spostrzeżenie psychologów potwierdza zdroworozsądkową prawdę: rób jedną rzecz naraz, daruj sobie ściganie się z wielorękim bogiem sivą. Nie osiągnie się istotnego celu, jeśli rozmieniamy się na drobne.
Skądinąd, multitasking przeżywa rodzaju boomu. Szybciej, więcej, efektywnie chce każdy. Sam łapię się na tym, że sufrując po necie słucham muzyki, czytam maile i jednocześnie wpisuję coś na blipie albo zerkam na skypa. Generalnie, efekty mojej zawodowej pracy wydają się zależeć od umiejętności delegowania uwagi i robienia paru rzeczy naraz.
Multitasking na dłuższą metę źle się kończy. Kumuluje się nie tylko w kłopotliwym deficycie uwagi.
Problem w tym, że nasze hiperaktywne zmieniające się otoczenie, rozpraszające nadmiarem bodźców, wymusza postawę wielozadaniowości.
Choćby telefon komórkowy – już nie służy do prowadzenie rozmów, lecz uzbrojony w dziesiątki aplikacji pozwala o dowolnej porze, w dowolnym miejscu robić wiele rzeczy od zaraz. Skłania do natychmiastowego działania.
Komunikacyjne gadżety dają komfort, acz utrzymują permanentną mobilizację. Ciągle dostępni, utrzymywani w stanie nieustannego stand by. Jakim kosztem? Zapomnijmy o niosącym wytchnienie interwale.
Nie bez znaczenie jest także miejski fenomem szarzenia kalendarza: nie żyjemy wedle. lecz niejako na przekór biologicznego zegara. Napędzany elektrycznością ekosystem (miasto) determinuje naszą aktywność.
Stan odosobnienia – kiedy wszędzie rządzi connectivity – przypomina stan wyjątkowy. Uciekając w izolację narażamy się na zarzut alienacji, gdy tymczasem izolacja warunkuje stan refleksji i skupienia. Bądź tym, co robisz.