To, co robisz w sieci i jakie tropy w niej zostawiasz, ma znaczenie. Chiny testują możliwość określania statusu społecznego obywatela na podstawie internetowej aktywności i sterowania w ten sposób swoją polityką społeczną. Chodzi o tzw. „social credit system”. Tak więc, jeśli dobrze się prowadzisz, zdrowo odżywiasz – będziesz miał(a) niższą stawkę ubezpieczenia zdrowotnego albo otrzymasz kredyt na preferencyjnych zasadach . Co innego jeśli trapią Cię nałogi lub masz dyscyplinarkę w pracy.
Myślenie o efektywności chińskiego rozwiązania zakłada wielką skalę i powszechność zastosowania. Co właściwie stoi na przeszkodzie? Prawo do prywatności i dokonywania wyborów, które nie są obarczone ryzykiem publicznej oceny, a więc w tym przypadku informacje o nas nie są gromadzone i rozpowszechniane na użytek inżynierii społecznej. Jak się przed tym uchronić, gdy wiadomo że internet jest fenomenalnym narzędziem nadzorowania: korzystamy z niego w naiwnym przekonaniu, że to zabawa za frajer, bez żadnych kosztów po naszej stronie.
Weźmy np. Facebooka. Właściwie, nie wiadomo dlaczego Facebook nie świadczy usług bankowych. Ilość wiedzy, jaką gromadzi daje mu ogromne możliwości dopasowania oferty do możliwości konkretnego użytkownika. Zna nasz styl życia, poglądy, znajomych. Na tej podstawie może ustalać poziom zamożności oraz np. stan naszego zdrowia.
W sumie to oddajemy prywatność bez walki – mówimy o prawie do prywatności, ale w niewielkim stopniu angażujemy się w jej zabezpieczanie. Kto korzysta z adblockerów, komunikatorów zapewniających szyfrowanie przesyłanych danych? Nikły procent internautów. I jesteśmy w tym bardzo niekonwekwentni. Przyznajemy, że ważne jest zachowanie tajemnicy korespondencji i np. poufność kościelnej spowiedzi, ale ignorujemy ostrzeżania o inwigilacji, nadzorze ze strony prywatnych firm oraz państwa; permanentnym wglądzie w nasze prywatne życia.
Jeśli więc prywatność nie jest dla nas prawem, lecz czymś nieokreślonym i zależnych od okoliczności, to może będzie towarem? Zatem w przyszłości będzie dostępna na subskrypcję, nabywana jak ekskluzywne dobro. A dowodem piastowania wysokiej pozycji będzie posługiwanie się wizytówką z wydrukowanym tylko nazwiskiem.
Polecam Q&A Jimmiego Walesa (Wikipedia) z Edwardem Snowdenem (ex CIA).
Muzyka jest łatwo dostępna i coraz trudniej przychodzi znaleźć miejsce, w którym traktowana jest należycie. W odległym zakątku targowego placu przy Dworcu Świebodzkim, w starym ceglanych magazynie, znalazłem takie lokum. Dokoła panują egipskie ciemności. Black Moon jest enklawą, do której trudno trafić i nie ma się ochoty z niej wyjść.
Wczoraj koncertował tam chorwacki No Mozzart. Poniżej próbka – sugeruje niewiele, na żywo trio brzmi o niebo lepiej, szamańsko.