Coś się zaczyna, trwa i kończy. Nieoczekiwanie, ku zaskoczeniu ogółu albo niezauważenie, gdy proces umierania wykracza poza horyzont życia pojedyńczej jednostki. Zatem dlaczego i kapitalizm nie miałby osiągnąć kresu?
Wszak inaczej nie byłoby historii, układającej się w linię od feudalizmu – przez etapy pośrednie – ku kapitalizmowi właśnie.
Kryzysowe globalne zawirowanie zmusza ludzi do szukania drogi wyjścia. Jako że wstrząs jest globalny, takie musi być lekarstwo i antidotum. Wertując najnowsze wydanie brytyjskiego „Prospectu” natrafiłem na artykuł „After capitalism” Geoffa Mulgana. To rzecz o umieraniu pewnego modelu kapitalizmu, o agonii wartości, które go fundowały, tak jak kiedyś fundowały etos budowniczych kapitalizmu – purytanina i pioniera. To nie jest tekst kipiący lewicowym rewanżyzmem w stylu: a nie mowiłem. Jego lektura wymusza postawienie pytania, co po kapitaliźmie. Pytanie wynika z trzeźwego rozeznania sytuacji, że model, do jakiego przywykliśmy – rozbuchanej konsumpcji, agresywnej bankowości, pozbawionego etycznego kręgosłupa korporacyjnego etosu – definitywnie się kończy waląc pod naporem wygenerowanych sprzeczności. Mam na myśli świat, a nie tylko polskie prowincjonalne realia.
Mulgan wymienia kilka przykładów tego, co w tej kryzysowej zawierusze jest symptomem zmiany: ruch slow food i ekologicznego stylu życia. Lokalne waluty np. w Niemczech oraz banki czasu. Zwraca uwagę także, na zdałoby się u nas zdyskredytowany (w czasach prl), ruch spółdzielny, którego przykładem jest prężna hiszpańska kooperatywa Mandragon dająca pracę ponad 100 tys. osób. Mulgan dorzuca pomysły dotyczący finansów. Choćby zainspirowane duńskim doświadczeniem państwowe/samorządowe powszechne kasy oferujące obywatelom pożyczki, korzystniej oprocentowane niż w bankach nastawionych na duży zysk. A jak traktować Wikipedię, ruch open source, jeśli nie jako zapowiedź głębokich przewartościowań?
Być może to właśnie się dzieje, lecz umyka naszej percepcji. Jako żywo przypominany więc rybę. Czyż ona jest w stanie powiedzieć coś o naturze wody będąc w niej zanurzona?
Wszak inaczej nie byłoby historii, układającej się w linię od feudalizmu – przez etapy pośrednie – ku kapitalizmowi właśnie.
Kryzysowe globalne zawirowanie zmusza ludzi do szukania drogi wyjścia. Jako że wstrząs jest globalny, takie musi być lekarstwo i antidotum. Wertując najnowsze wydanie brytyjskiego „Prospectu” natrafiłem na artykuł „After capitalism” Geoffa Mulgana. To rzecz o umieraniu pewnego modelu kapitalizmu, o agonii wartości, które go fundowały, tak jak kiedyś fundowały etos budowniczych kapitalizmu – purytanina i pioniera. To nie jest tekst kipiący lewicowym rewanżyzmem w stylu: a nie mowiłem. Jego lektura wymusza postawienie pytania, co po kapitaliźmie. Pytanie wynika z trzeźwego rozeznania sytuacji, że model, do jakiego przywykliśmy – rozbuchanej konsumpcji, agresywnej bankowości, pozbawionego etycznego kręgosłupa korporacyjnego etosu – definitywnie się kończy waląc pod naporem wygenerowanych sprzeczności. Mam na myśli świat, a nie tylko polskie prowincjonalne realia.
Mulgan wymienia kilka przykładów tego, co w tej kryzysowej zawierusze jest symptomem zmiany: ruch slow food i ekologicznego stylu życia. Lokalne waluty np. w Niemczech oraz banki czasu. Zwraca uwagę także, na zdałoby się u nas zdyskredytowany (w czasach prl), ruch spółdzielny, którego przykładem jest prężna hiszpańska kooperatywa Mandragon dająca pracę ponad 100 tys. osób. Mulgan dorzuca pomysły dotyczący finansów. Choćby zainspirowane duńskim doświadczeniem państwowe/samorządowe powszechne kasy oferujące obywatelom pożyczki, korzystniej oprocentowane niż w bankach nastawionych na duży zysk. A jak traktować Wikipedię, ruch open source, jeśli nie jako zapowiedź głębokich przewartościowań?
Być może to właśnie się dzieje, lecz umyka naszej percepcji. Jako żywo przypominany więc rybę. Czyż ona jest w stanie powiedzieć coś o naturze wody będąc w niej zanurzona?