Wyimek ze świeżej lektury. Pouczające i inspirujące:
„W 66 numerze „Autoportretu”, tym o trzecim krajobrazie i nieużytkach, opublikowałyście tekst grupy Centrala o mikroretencji. Że trzeba rehabilitować błota, przywrócić grzęzawiska. Autorzy przytaczali słowa, którymi kiedyś określano podmokłe tereny, a które wraz z ich osuszaniem zniknęły z języka: łęgi, jezierzyska, źródliska, wysięki, wywierzyska, turzycowiska, sitowiska, pokrzywiska, ziołorośla, osuchy, mady, marsze, mszary. Potem przez parę miesięcy miałem okazję obserwować, jak Centrala pracuje nad następnym projektem, dotyczącym zwierząt w mieście. Mam wrażenie, że oni czasem potrafią pracować w taki sposób, że otoczenie pozostaje sobą, zwykłość pozostaje zwykłością. Nie ulega – nie wiem, jak to powiedzieć – intensyfikacji, uniezwykleniu. Pozostaje zwykła, tylko widzimy, że jest bardziej skomplikowana, bogatsza, niż nam się wydawało. Że jest systemem, też marne słowo, nad którym nigdy w pełni nie zapanujemy. Ma szczeliny, dylatacje.
Zazwyczaj projektowanie nie służy rozumieniu, lecz kontroli. Służy regulowaniu przestrzeni, narzucaniu określonych zachowań. A tutaj zostawia przestrzeń dla wody, jeży, lisów. Odpuszcza, nie dokręca śruby, bo w ostatecznym rachunku zasikane i zaśmiecone pokrzywisko to tylko pokrzywisko. Nikt nie będzie tam robił zlotów szkoły ekopoetyki ani sesji pokrzyw-porn. Nikt nie będzie pokrzywował, mam nadzieję.”
„Same banały”; Marcin Wicha w rozmowie z Dorotą Leśniak-Rychlak. „Autoportret”