Zamienniki Facebooka i cyfrowy detox
kultura, media, osobiste, społeczeństwo, technologia, trendyMam za sobą rozmowę ze znajomym, który zagadnął mnie o przyczyny rezygnacji z Facebooka. Nie byłem w stanie jasno wytłumaczyć. Trudno było mi zebrać myśli i ułożyć w przekonywujący komunikat: Facebook to zło, strata czasu i toxic.
INSPIRACJE
Podsuwam listę serwisów, które pomimo innej funkcjonalności i nakreślonych przez twórców zadań, w pewnym zakresie Facebooka zastępują, a wielu obszarach są od niego lepsze.
Korzystanie z mediów społecznościowych powinno zaspokajać głód wiedzy, a nie tylko wywoływać afekt. Takim miejscem jest Quora: stawiasz pytanie, inni podsuwają odpowiedzi, tropy i wskazówki. Beki i żartów nie uświadczysz; quora jest moderowana. Nie zdarzyło mi się natknąć na płaskoziemców lub poszukiwaczy kosmicznych gadów, różnej maści i odmiany denialistów. Quora to taki wyważony reddit. Jeden z jego feature’ów, twz. space, trochę przypomina facebookowego newsfeeda. Space to społeczności zorganizowane wokół konkretnych tematów.
Design jest prosty, minimalistyczny, funkcjonalny. Ryzyko, że gdzieś czai się rozemocjonowany osobnik z nadmiarem wolnego czasu i kosmicznymi planami, który szuka ofiar i wielbicieli, jest znikome.
Ello – to miejsce dla kreatywnych, rozbudzonych wizualnie i takowe przejawy ekspresji ceniących. Jestem w tym zakresie, można rzec nieporadny i ograniczony. Niczego graficznie nie tworzę, ale konto na ello mam, by podpatrywać innych i czasem z nimi pokonwersować.
Are.na jest dla szperaczy i kolekcjonerów. Pinterest dla doktorantów. Gdy szukam inspiracji, to wchodzę na are.nę i przeglądam – internet wygląda jak laboratorium, stos zapisków, wizualnych szkiców chaotycznego naukowca. Spotkacie tu nerdów, geeków, pranksterów, poważnych i domorosłych badaczy, nałogowych zbieraczy sieciowych osobliwości, którym znudził się tumblr i nie potrzebują audytorium.
Wattpadjest zjawiskowy, bo natknąłem się tu na powieści i opowiadania czytane po kilkanaście milionów razy, napisane przez autorów często ukrywających prawdziwą tożsamość. Literacki, amatorski, hermetyczny świat. Tu również mamy do czynienia ze społecznościami czytelników-fanów.
Moim ulubionym narzędziem komunikowania się jest Telegram. Pozwala przesyłać spore pliki, tworzyć grupy i kanały. Dba o prywatność w stopniu większym niż inni, choć nie zastąpi np. Signala.
Mam zanadrzu jeszcze kilka społecznościowych enklaw, przyjdzie na nie pora, o nich napiszę.
ZASKOCZENIE
Fascynujący jest Joker, ale bardziej intrygująca jest zbiorowa fascynacja tą postacią. Ukazało się trochę tekstów, w których mowa jest o polskich Jokerach. Ewidentnie film rozbudził potrzebę poszukiwania rodzimych czarnych bohaterów. Na liście kandydatów kluczowe miejsce powinno przypaść Dario (“Ślepnąc od świateł”), w którego wcielił się Jan Frycz. Czuć siarkę na filmowym planie.
Spośród wszystkich przemyśleń na rzeczony temat rozbawił mnie artykuł Rafała Wosia, któremu Joker ukazał się jako figura ludowego mściciela i bohatera zbiorowej wyobraźni. Mało by brakowało, a w tekście pojawiłoby się wprost nawiązanie do Janosika.
Dla mnie filmowa metamorfoza Arthura Flecka w Jokera jest procesem od początku do końca tajemniczym. W takim niemalże kafkowskim rozumieniu: nie do pojęcia i wytłumaczenia. Tylko do opisania. Pamiętacie opowiadanie o człowieku, który obudził się pewnego dnia robakiem? Socjologizujące układanie związków przyczynowo-skutkowych, które mają tłumaczyć przemianę zalęknionego i zakompleksionego Arthura w Jokera jest pójściem na łatwiznę. W świecie roi się od ludzi skrzywdzonych i gnębionych, ale tylko Arthur staje się mściwym i nieobliczalnym Jokerem. To studium obłędu i jako takie jest ciekawe, gdyż pociąga za sobą wirtuozerską grę Joaquina Phoenixa. Joker to prawie monodram. Inni są scenografią lub iluzją.
POMYSŁ
Chcę wprowadzić do kalendarza dzień bez telefonu i internetu, kiedy jest się osiągalnym tylko analogowo. Nic szczególnie oryginalnego. Przeczytajcie, co temat wynikających z tego korzyści, ma do powiedzenia Neil Pasricha który włączył ów detox do tygodniowego rozkładu praktyk.
Zainteresowanie cyfrowym detoxem będzie powracać w różnych publicystycznych i poradnikowych ujęciach, bo pośpiech, nadmiar i chaos, które są udziałem mediów, smartfona, internetu, powoli stają się nie do zniesienia. Więc domagają się kryzysowej interwencji na poziomie modyfikacji rutynowych zajęć i czynności. Takiego detoxu, choćby paru godzin, wam życzę. Nie tylko w weekend.
Andrzej
Wpis ten ukazał się pierwotnie w newsletterze Prysznic.
Discover more from Notatnik
Subscribe to get the latest posts sent to your email.